Świetna gra aktorska. Najlepszy do tej pory. Od początku do końca trzymał w napięciu. Mistrzowsko wyreżyserowany. Duży krok naprzód w porównaniu z poprzednim odcinkiem. Ciężki, ponury, mroczny klimat, w którym w sposób znakomity ukazano ostatnie chwila z życia umierającego króla. Tak trzymać.
Poprzedni odcinek był o zagubieniu i depresji bohaterów. Miała ją Renia po śmierci Harwina w ogniu, Renia która została sama. Daemon był w depresji, którego zniszczył widok Laeny dokonującej samobójstwa w ogniu. On również czuł się sam. Ale oboje, dzięki ukojeniu znalezionym w trwającej od lat& tłumionej miłości regenerują się psychicznie, emocjonalnie, a nawet fizycznie. Może nawet Alicent cierpiała wc7 odcinku na deprechę, tyle że to była depresja zakryta wybuchem wściekłości. W tym odcinku wszyscy pokazują że odzyskali dawną siłę i ogień. Viserys wręcz po raz pierwszy w życiu pokazuje swą siłę, siłę
ducha jako Król, pomimo fizycznego cierpienia i potwornej słabości ciała
Tu wszystko psychologicznie jest uporzadkowane pod linijkę.
To było właśnie piękne - śmierć ciała, ale siła ducha u Viserysa. Z drugiej strony to jedynie "pobożne życzenia" umierającego króla. Życie, to nie bajka. :)