Wiem, że jest to serial na podstawie książki Kena Folleta...ale...no właśnie jest dużo ale wg mnie. Generalnie serial podobał mi się bardzo...jego realizacja, montaż, sceneria, kostiumy...lubię taki klimat i z tym trafili. Przed obejrzeniem serialu przeczytałam jednym tchem książkę...która jest rewelacyjna....
Podczas oglądania dostrzegłam wiele różnic (rozumiem to jeżeli kręci się na podstawie a nie wierna adaptację książki) jednak rażące jest dla mnie to, że nie które historie bohaterów są ze sobą pozamieniane...np.
historia tak jak w książce:
- gdy Alfred próbuje zgwałcić Alienę gdy ta ma już dzieci z Jackiem...w książce ratuje ją Ryszard-brat, który zostaje potem wysłany na krucjatę by odpokutować (pierwotnie chciano go skazać za morderstwo gdyż Alfred umiera) a w filmie Ryszard udaje się dobrowolnie na krucjatę a Alienę ratuje Jack, który potem jest aresztowany i skazany na śmeirć ale odratowany....
- matka Williama - Regana umiera w swoim łóżku z powodu choroby, tymczasem w filie William ją dusi i wrzuca do fosy
- Jack gdy zostaje wyrzucony z Kingsbridge udaje się przez Francję do Hiszpanii do Santiago de Compostela - długo przebywa w Toledo gdzie zaprzyjaźnia się z Saracenem i potem Aliena go odnajduje....w filmie dociera tylko do Paryża
- w filmie nie widziałam córki Jacka i Alieny - Sally
- Przeorem Kingsbridge był cały czas Filip tymczasem w filmie jego przeorat zostaje przerwany a nowym przeorem zostaje Remigiusz, który działa na niekorzyść klasztoru - książka doprowadza do czasów gdy przeorem jest tez następca Filipa - Jonatan
- Tob Budowniczy i Ellen w książce biorą ślub i mieszkają razem - w filmie żyją osobno
I mogłabym tak wymieniac i wymieniać....coz taka moja natura wolę książki i denerwuje mnie to, że to co dla mnie jest istotne w filmach i serialach zostaje pominięte albo bardzo zmienione....
Tez mialam podobne wrazenie. Po przeczytaniu ksiazki irytowalo mnie zmienianie watkow. Ale z ksiazkami tak juz jest,
Tak jak przedmówczyni napisała, tak już jest z adaptacjami. Książki nie czytałem, a serial mi się bardzo podobał. Z kolei w przypadku Gry o tron najpierw czytałem książkę, a potem oglądałem serial. Serial Gra o Tron, chociaż obiektywnie dobry, to jednak denerwował mnie wszystkim, łącznie z tym, że inaczej sobie wyobrażałem postacie i co najmniej przez pół serialu przeklinałem dobór aktorów :)
Obejrzałam na razie 4 odcinki, a książkę właśnie skończyłam czytać. Po tych 4 odcinkach już mogę wymienić sporo różnic. Moim ulubionym wątkiem w książce była miłość Jacka i Alieny i tutaj mam do serialu kilka zastrzeżeń. Po pierwsze- Jack w książce nie był taką ciapą. Ten serialowy jest jakiś pokraczny, bardzo mi się nie podoba. To Jack wprowadził nowe rozwiązania w katedrze, a tutaj już w drugim odcinku Tom projektuje wszystko tak jak w ostatecznym planie w książce zrobił to Jack. To on po to zwiedził pół Europy żeby poznać te nowości, a Tomowi w serialu wystarczyły chwile uniesienia z Ellen. W książce miłość Alieny i Jacka rozwijała się powoli, oni bardzo dużo rozmawiali, przyjaźnili się. W serialu on na nią patrzył przez 4 odcinki, a potem ją pocałował i ona już ma miękkie nogi. Książka jest długa i wiem, że ciężko było wszystko pokazać w serialu, ale mam wrażenie, że oni się za bardzo spieszą ze wszystkim. Serial to takie pojedyncze sceny. I nie podoba mi się wprowadzenie tak wielu zmian. Żałuję, że nie było pożaru targu, że wymyślili jakieś głupie tortury Filipa, że niby Jack nie żyje, a Aliena wypłakuje się Alfredowi chociaż w serialu z Jackiem zdążyła pogadać może z 2 razy. Serial nie byłby zły gdyby nie to, że co chwilę myślę sobie "Kurde, to nie było tak!". A teraz coś miłego- bardzo podobają mi się postacie Filipa, Ellen, Regan, Bigoda i Remigiusza (tego ostatniego dokładnie tak sobie wyobrażałam:)). Zobaczymy co tam dalej namącą.
Zgadzam się ze wszystkim. Serial jest niby dobrze zrobiony, niby wartka akcja, aktorzy dobzi ,ale czegoś brakuje...
Dobra, po 4 odcinku dużo wyprostowali. W dalszej części więcej było wspólnych momentów dla serialu i książki chociaż momentami przekombinowali. Nadal nie jestem zadowolona z aktora grającego Jacka, ale serial był bardzo przyjemny:)
Ja jestem całym tym serialem ogromnie rozgoryczona. Być może dlatego, że "Filary ziemi" Folleta pokochałam od pierwszej strony, a po rzekomej adaptacji trwałam w osłupieniu dłuższą chwilę, żeby następnie stwierdzić "What the f*ck?". Ile tylko dało się tu zepsuć - w moim odczuciu zepsute zostało. Sprzeczność goni sprzeczność, na palcach jednej ręki można podać wątki, które poprowadzono tak jak w książce. Więc kiedy widzę nazwisko Kena Folleta na plakacie serialu to krew mnie zalewa.
Nie czytałam książki (jeszcze) ale serial bardzo mi się podoba; książkę zapewne przeczytam (często mi się zdarza, że gdy obejrzę ekranizację jakiejś książki to czytam pierwowzór i na odwrót gdy przeczytam książkę to ciekawa jestem ekranizacji (np obejrzałam chyba ze 3 ekranizacje Dumy i uprzedzenia czy Dziwnych losów Jane Eyre) i owszem nieraz po porównaniu jest jakiś niedosyt czy jakieś rozczarowanie, ale tylko wtedy, gdy najpierw przeczytam książkę ... w drugą stronę raczej to mi się nie zdarza...
Kończę właśnie czytanie książki - jestem nią zachwycona, od dawna żadna historyczna powieść tak mnie nie wciągnęła.
Czytam Wasze opinie i aż mnie odrzuciło od oglądania serialu :/ Wiem,że zwykle książka różni się od ekranizacji ale żeby robić aż takie różnice... Nie wiem czy będę chciała psuć sobie obraz tej historii :/
Uzupełniając:
- w książce biskup Waleran nie ginie po upadku z dachu tylko zostaje zdegradowany do prostego mnicha odprawiającego pokutę w klasztorze przeora Philipa.
- w filmie bratem prostytutki jest Cudberth, w ksiązce Millius.
- "płacząca" figurka z ksiązki, w serialu jest tylko kamieniem włożonym do drewnianego posągu.
- w ksiązce William Hamleigh w chwili egzekucji jest mężczyną po pięćdziesiątce
- w ostatnim odcinku serialu przeor Philip przedstawia Jacka, jako autora pomysłu kolorowych witraży w katedrze, w książce była to córka Jacka i Alieny, Sally.
Też tak mam że porównuję, dlatego czasem ekranizację oglądam dopiero po jakimś czasie od przeczytania książki, trochę pomaga ;)
Ja oceniam serial na 6,5 bo jedna rzecz bardzo mnie raziła, a mianowicie postać Williama. Wydaje mi się, że mogli bardziej ją rozwinąć i wybrać kogoś lepszego do tej roli. W książce William to diabeł wcielony, jak czytałam o jego wyczynach to przez moje myśli przelatywała wiązanka, od której niejednemu uszy by zwiędły; w serialu nie dość, że go zmiękczyli, to jeszcze zwalili wszystko na chore relacje z matką. No i sam aktor. Utkwiła mi w pamięci scena gdzie Agnes powiedziała Williamowi, że będzie się smażył w piekle czy coś w tym stylu, a jego twarz wydała mi się dosłownie bez wyrazu, tymczasem w książce było wyraźnie zaznaczone, że wizja piekła go przerażała i gwałtownie reagował na każdą taką wzmiankę. Zmarnowany potencjał jak dla mnie.
Teraz czytam Świat bez końca i już się boję serialu, bo z tego co widzę to tam namieszali o wiele bardziej i będzie jeszcze trudniej nie porównywać...
czy w książce też jest rozbuchana fantazja na temat stosunków klas jakie panowały w średniowieczu ? Zakończenie serialu to jest kpina gdy słowo wyklętej i powszechnie uznanej za wiedźmę jest rozpatrywane gdy realnie zginęłaby w chwili gdy podniosła oczy na tak wysokiego dostojnika kościoła, podobnych absurdów wcześniej było sporo. Natomiast bardzo dobre kostiumy i całkiem całkiem scenografia, można się przyczepić do komputerowo generowanych katedr choćby w scenie zawalania się stropu.