Zapowiedź tego filmu dość mocno rysowała grozę, snując opowieści "O Tych, O Których Się Nie Mówi". Tym razem nie ma nawiedzonego domu. Nawiedzony jest las Covington otaczający niewielką, tytułową
Zapowiedź tego filmu dość mocno rysowała grozę, snując opowieści "O Tych, O Których Się Nie Mówi". Tym razem nie ma nawiedzonego domu. Nawiedzony jest las Covington otaczający niewielką, tytułową osadę. Pakt o nieagresji pomiędzy dwiema rasami wyraźnie traci na znaczeniu, pojawiają się znaki, okruszki z bułki na podłodze, a ślepa bohaterka za pomocą echolokacji spaceruje po lesie odnajdując wypatrywaną z daleka "ukrytą drogę". Potem jest jeszcze śmieszniej. M. Night Shyamalan stworzył placek wieloowocowy, w którym ciężko odróżnić brzoskwinie od pomarańczy. Wszystko zgniótł, nudząc od samego początku miernymi dialogami, tragicznymi ujęciami, a na dodatek budując grozę w momentach, kiedy chciałoby się wyjść do ubikacji. Uwielbienie reżysera do obcych istot terroryzujących ludność (Mel Gibson podniecał się, oglądając "Znaki" we własnym ogródku) w "Osadzie" sięgnęła zenitu. Wszystkie zdarzenia dotyczące lasu i jego tajemnicy sprowadzają się do dźwięków, krzyków i zwierzątek obdartych ze skór. Oglądając ten obraz, miałem wrażenie, jakby reżyser przysnął na krzesełku, a pozostawiona kamera, wciąż rejestrowała wydarzenia na planie. Wszyscy wyjątkowo się nudzili, szczególnie scenarzysta. Mało tego. Mnogość pomysłów Shyamalana na zakończenie tej kliszy znacznie wydłużyła czas jego trwania. Uważam, że mógłby skończyć się zdecydowanie wcześniej, a i tak niewiele by stracił na swoim wątpliwym uroku. Scenariusz na jałowym biegu ciężko toczy się do przodu, nie zostawiając po sobie nawet śladu zainteresowania tą podróżą. Jedynie Adrien Brody głośno krzyczy, wskazując na czerwony kolor. Warto wspomnieć o nim, ponieważ wydaje się, że jako jedyny wczytał się w scenariusz. Po porywającym "Pianiście" musiał zrobić to z przyjemnością. Reszta jest jak pozbawiona smaku guma do żucia, prosi się o wyplucie. Patrząc na "Osadę", połknąłem swoją, krztusząc się przy tym. Na szczęście nikt nie zwrócił mi uwagi, ponieważ większość zasnęła zaraz po reklamach. A jeżeli już przy reklamie jestem, warto wspomnieć, że jedyne czego powinni zakazać na plakatach, to właśnie oglądanie tego filmu. Ja lubię czerwony.